Jakiś czas temu szafę Wibo w Rossmanie przyozdobiła kolekcja w pięknych pudrowo-różowych pudełeczkach. W bardzo szybkim tempie legendą stał się puder z tejże kolekcji, jednak był to produkt tajemniczy, bo ogólnie rzecz biorąc wiecznie niedostępny. Zastanawiam się, czy to celowe zagranie marketingowe, przypadek, czy faktycznie puder był aż tak popularny, że na półkach jak w piosence „pojawiał się i znikał”.

W końcu wpadł w moje ręce, w sposób najwspanialszy z możliwych, gdyż wyciągnęłam go ze skrzynki na listy. I muszę tutaj koniecznie dodać, że nie został tam włożony przez kuriera, ani listonosza, a przez moją przyjaciółkę, której udało się go dorwać, a wiedziała że na niego poluję.

Jaki on jest? Przemyślany w każdym detalu. Począwszy od opakowania z siateczką, dzięki której mamy kontrolę nad tym, ile pudru nabieramy na pędzel + nic się nie marnuje, nie rozsypuje dokoła. No po prostu mega patent! Drugi ogromny plus jeśli chodzi o opakowanie, to dodatkowe zamknięcie w środku, które zapobiega rozsypywaniu się pudru wewnątrz opakowania, co często mnie wkurzało gdy woziłam kosmetyki. Samo opakowanie również przypadło mi do gustu, jego kwadratowa forma z łatwością mieści się w każdym kuferku, a jego kolor jest urzekający i bardzo w moim stylu! ❤️

Przechodząc do samego produktu, to puder ma lekko żółty odcień, co lubię. Jest transparentny, więc ładnie dopasowuje się do kolorytu cery. Spełnia swoją funkcję, doskonale nadaje się do wykonania „bakingu”, choć na codzień rzadko stosuję tę technikę. Jest lekki, nie tworzy maski, długo się utrzymuje – jak każdy dotychczasowy puder z Wibo, który testowałam. W dodatku tak smakowicie pachnie, że aż chce się go polizać 😄 Cena również zachęca, dlatego jeśli tylko wypatrzycie go w swoim Rossmannie – bierzcie w ciemno, naprawdę warto! 👍