Luty to zawsze najkrótszy miesiąc w roku, ale mnie tym razem przeleciał dosłownie jak torpeda… Trochę tak jakby się zaczął, następnego dnia Walentynki i od razu już marzec 😅

Miniony miesiąc był dla mnie dość intensywny, ale przez to też nie miałam czasu na przyjemności, w postaci nowych kosmetycznych testów, makijaży, ani nawet wpisów na blogu. Aby więc przegonić złą aurę marzec rozpoczynam od wpisu, choć z ulubieńcami miałam straszny problem, bo prawie wogóle się w lutym nie malowałam 🙉 będzie więc trochę pielęgnacji i powiem Wam, że to jest niesamowite w jakim stopniu poprawiła się moja cera w przeciągu tych 4 tygodni! Na pewno przyczyniłam się do tego trochę sama, bo siedząc w domu poświęciłam trochę więcej uwagi pielęgnacji, ale myślę że przede wszystkim wpływ na to miała ograniczona ilość kosmetyków do makijażu jaką nakładałam.

Przechodząc do rzeczy moimi ulubieńcami minionego miesiąca zostają:

Krem, maseczka oraz pianka do mycia twarzy Bielenda Manuka Honey Nutri Elixir – wspomniałam Wam już na instastories, że zaczynam testować tę serię. Chciałabym przygotować osobny wpis, dlatego nie będę w tej chwili się rozdrabniać. Używam tych produktów od około 2 tygodni i są godne uwagi. Pianka do codziennego mycia sprawdza się całkiem nieźle, krem daje przyjemne matowe wykończenie, które doskonale sprawdza się do stosowania pod makijaż, a maseczka nawilża i pozostawia moją skórę „zrelaksowaną”.

Hyaluron 3D Cream z Clareny, to mój ulubieniec od zawsze i chyba na zawsze! Gdybym miała wymienić Wam ulubieńców minionego roku to na pewno ten krem znalazłby się na podium! Używam go od dobrych paru lat, wcześniej używałam jego poprzednika i cały czas ta niebieska seria z Clareny to mój numer 1 jeśli chodzi o pielęgnację!

Skoro jesteśmy już w temacie kosmetków profesjonalnych, to w tym wpisie chciałabym wspomnieć, że w minionym miesiącu do moich łask wrócił zabieg mikrodermabrazji diamentowej! Ostatnio jakoś wyparty przez nowe „superwypasione” urządzenia, a przecież mikrodermabrazja to swojego rodzaju kosmetyczny klasyk! W lutym wykonałam sobie około 4 zabiegów na twarz i dodatkowo zaczęłam intensywnie złuszczać nią moje rozstępy na brzuchu po ciąży. Ciekawa jestem jakie i po jakim czasie przyniesie efekty, bo jestem pewna, że efekty będą! Moja twarz po „mikro” jest gładka, dokładnie oczyszczona i z łatwością „pochłania” pielęgnację jaką nałożę po jej wykonaniu. Jest do doskonałe uzupełnienie pielęgnacji domowej. Ja mam szczęście, że mogę sobie ją wykonywać sama, ale Wam polecam regularne wizyty w salonie kosmetycznym, szczególnie teraz, póki nie ma jeszcze intensywnego słońca.

W związku z tym, że jak wspomniałam mój makijaż ostatnio ograniczył się do minimum, kolorówka  jaka przeważała u mnie w minionym miesiącu to tusz do rzęs i pomadka.

The Colosal Volum Express od Maybelline – ten tusz do rzęs to już klasyk. Ja również jestem jego wierną fanką, bo nawet jeśli na chwilę testuję i używam czegoś innego, to do tego zawsze chętnie wracam.

I ostatni ulubieniec, również od Maybelline, to pomadka Super Stay Matte Ink w kolorze 10 Dreamer. Piękny różowy odcień, taki romantyczny, idealny do makijaży ślubnych. Dodatkowo trwałość nie z tej ziemi. Nad tą serią zachwycałam się już nie raz, teraz moje serce skradł ten piękny kolor!

To wszystko jeśli chodzi o moich ulubieńców minionego miesiąca. Myślałam, że nie mam o czym pisać, a całkiem sporo się tego uzbierało. Chcecie więcej pielęgnacji na blogu? Interesuje Was jakiś temat? Dajcie znać w komentarzach.